Opublikowano: 15 sierpnia, 2017
wyprawa po złoty świt…
Cel – bardzo szczytny.. spełnić marzenie Anetty.. a przy okazji zrobić zdjęcie do jej nowej kuchni 😉 Tematem zdjęcia – panoramy, miał być wschód słońca.. pierwotnie z Tarnicy, ale po konsultacjach zgodnie stwierdziliśmy, że lepiej będzie pójść na jakiś … mniej oczywisty szczyt.. Wybór padł na Rozsypaniec! No, ale aby tam być o świcie, należy wyjść ponad 3 godziny przed wschodem (który w tym dniu wypadał o 5.23 … a wyjechać z domu 5 godzin wcześniej.. No więc, wyjechaliśmy o 23.30.. my, czyli Anetta, Margo, Kamil (syn Anetty) i fotograf tj. ja.. Zgodnie z planem (a nawet 7 min. przed czasem) zameldowaliśmy się na puściutkim parkingu w Wołosatym. Wyposażeni we wszystko, co szanujący się nocny wędrowiec mieć powinien, wyruszyliśmy na szlak. Nad nami przepięknie rozgwieżdżone niebo i księżyc na tyle jasny, że w otwartym terenie nasze czołówki były zupełnie zbędne… a w nas – pragnienie przeżycia czegoś wyjątkowego… Niewątpliwie, wschód słońca oglądany z takiego miejsca jest doświadczeniem wyjątkowym i bezcennym! Warto było nie przespać nocy i troszkę natrudzić się, maszerując ponad 3 godziny przez mroczny las, ze świadomością, że możemy spotkać niedźwiadka… 😉 by o świcie zobaczyć to, co ukazało się naszym oczom na górze…
To wspaniałe uczucie mieć góry ‘dla siebie’…
Schodząc już po porannym spektaklu i duchowej uczcie, mijaliśmy pierwszych turystów wspinających się na Tarnicę… niestety, najciekawsze przespali… ale pewnie i tak nie byli tego świadomi 😉
Na dole i w drodze powrotnej, z uczuciem … ulgi… obserwowaliśmy najazd dzikich tłumów na ‘dzikie’ Bieszczady…